Wakacyjny wyjazd kolejowo-rowerowy, poza tym, że sam w sobie fantastyczny, był dość inspirujący w kontekście tematu autostrad rowerowych i ogólnie pojętego rowerowego transportu pod- i pozamiejskiego.
Przed niespełna tygodniem miałem niewątpliwą przyjemność skorzystać z drogi rowerowej Krokowa-Swarzewo-Puck. Około 20 kilometrów fantastycznej bliskości natury i jazdy przez lasy, łąki, pola i z rzadka pojawiające się wsie, farmy wiatrowe.
Spytacie pewnie co w tym niezwykłego. Spieszę więc z wyjaśnieniem.
Otóż wspomniana trasa powstała dokładnie na trasie dawnej linii kolejowej nr 263 Puck-Krokowa, która w ruchu pasażerskim używana była do 1989, a w towarowym do 1991 roku. Siłą rzeczy więc jest również trasą komunikacyjną o idealnym wręcz profilu dla rowerzystów. Brak tu zatem ostrych podjazdów, zjazdów, zbędnych zakrętów i skrzyżowań z "normalnymi" drogami.
Droga zaczyna się przy dawnej stacji kolejowej Krokowa, gdzie umieszczony jest plan trasy wraz z informacjami o przystankach oraz atrakcjach znajdujących się po drodze.
Wydawałoby się, ot typowy szlak turystyczny... Niemniej, ważnym punktem jest ciąg dalszy opisu.
Trasa powstała ponoć w 2011 roku i CAŁA jest pokryta gładkim jak pupa niemowlęcia asfaltem...
Kolejne dawne przystanki kolejowe są obecnie punktami odpoczynkowymi zaopatrzonymi w tablice informacyjne, ławki, stoły... O dziwo, nikt ich jeszcze nie zniszczył ;)
Jednak, co istotne dla linii kolejowych, przystanki mieszczą się we wsiach lub w ich bezpośrednim pobliżu, co wpływa na wartość trasy jako ciągu komunikacyjnego. Dość powiedzieć, że umożliwia ona pokonanie 20 km do miasta powiatowego (Pucka) w ciągu godziny, góra półtorej, zaś mieszkańcom gminy Krokowa - spokojne i bezpieczne dotarcie do lokalnych urzędów, sklepów itd. w ciągu 30 minut bez ruszania samochodu. Po drodze zresztą widzieliśmy miejscowych wykorzystujących możliwości transportowe, jakie daje ta trasa.
Jak wspomniałem, trasa rzadko spotyka się z "normalnymi" drogami, a jeżeli już to skrzyżowania są dobrze oznakowane i zabezpieczone przed wtargnięciem nieuprawnionych pojazdów. Przy okazji - nie występuje tu żaden absurd polegający np. na konieczności zsiadania z roweru i przeprowadzania go po pasach. Dzięki temu moja ładniejsza, choć (jeszcze?) nie tak zroweryzowana, połowa odkryła tu przyjemność turystyki rowerowej, niewymagającej stalowych nerwów wśród samochodów i dającej czystą radość z jazdy.
Skrzyżowania z drogami gruntowymi są zaś wyznaczone jako dające pierwszeństwo rowerzystom.
Łagodny profil daje możliwość wykorzystania trasy przez szeroką grupę cyklistów, włączając w to rodziny, dzieci i osoby starsze na wszystkich dostępnych w ciągu ostatnich 130 lat typach rowerów.
Na niektórych odcinkach trasa biegnie wzdłuż "normalnych" dróg lecz, w przeciwieństwie do licznych w naszym kraju bubli rowerowych, nie ma powodu, by z niej uciekać.
Adaptacja linii kolejowej do potrzeb rowerzystów objęła również wykorzystanie wiekowego wiaduktu, przechodzącego zaraz w płytki wykop.
Przejazd 10 metrów od wiatraków też jest miłym przeżyciem...
Droga formalnie kończy się widokiem na morze w Swarzewie. Tam jednak wystarczy przejść lub przejechać na drugą stronę drogi Puck-Władysławowo by dostać się na DDR Puck-Hel. Nie jest ona aż tak dobrej jakości, wyłożona tu głównie kostką brukową, lecz zapewnia bezpieczny i szybki dojazd do samego centrum Pucka (do rynku, portu i molo). W drugą stronę też się jedzie nieźle, co sprawdziliśmy nieco przypadkowo w drodze powrotnej, dojeżdżając aż do Władysławowa.
Sam Puck także dość pozytywnie zaskoczył, szczególnie jak na tak małą miejscowość, liczbą ułatwień dla rowerzystów. Są porządne stojaki (przynajmniej na rynku) kilka DDR-ek i nie ma bezsensownych zakazów wjazdu dla rowerów. Jak na małe miasto, które można przejechać spokojnymi ulicami w kwadrans to wystarczy.
A teraz pointa: w ciągu ostatnich 25 lat w Polsce zamknięto przeszło 5000 kilometrów linii kolejowych (dane za Wikipedią i stroną PKP PLK SA), głównie lokalnych, podobnych do tej łączącej Krokową z Puckiem. Do tego należy doliczyć bliżej nieokreśloną ilość linii wąskotorowych. Mniej więcej tyle można by wybudować, że tak powiem, magistralnych lokalnych dróg rowerowych. Pierwszą, jaka przyszła mi na myśl jest trasa Alwernia-Chrzanów (przez Regulice, Nieporaz, Bolęcin i Piłę Kościelecką), która byłaby jedynym wariantem niewymagającym od rowerzysty zdobywania przynajmniej dwóch premii górskich, pozwalając na jej spokojne pokonanie w czasie ok. 45 minut.
Dodatkowym atutem przebiegu dawnych linii kolejowych jest często aspekt krajoznawczo-widokowy, który wpłynąłby także na rozwój turystyki rowerowej w regionach, które zdecydowałyby się na takie przedsięwzięcie. Przecież podany przeze mnie powyżej przykład jest wręcz wzorem połączenia celów komunikacyjnych z turystycznymi. Bo warto pamiętać, że turysta rowerowy to nie tylko zapocony heros na rowerze droższym od niejednego samochodu ale też matka z dzieckiem w foteliku na rowerze miejskim. I wszystko, co pomiędzy tymi dwiema skrajnościami.
Budowa tras rowerowych na bazie linii kolejowych jest tania i prosta (nie wymaga już choćby utwardzania terenu i korzysta z gruntów niezagospodarowanych), ich przebieg nie koliduje zbytnio z innymi szlakami komunikacyjnymi, a jednocześnie naturalnie łączy ze sobą miejscowości na ich drodze. Ponadto wykorzystuje gotowe obiekty inżynieryjne, w tym nasypy, wykopy i wiadukty, zapewniające minimalne różnice wzniesień i łagodne ich pokonywanie. Trzymanie odłogiem tych dawnych linii komunikacyjnych jest zwykłym marnotrawstwem.
Szerokość nasypu linii jednotorowej pozwala na budowę DDR o szerokości przynajmniej 2,5 metra.
No chyba, że ktoś liczy na odbudowę zlikwidowanych torowisk i przywrócenie na nich ruchu. Zazdroszczę tylko optymizmu, wiary i miłości do kolei...
Niechże ś.p. kolej połączy Polskę rowerowo!
Przed niespełna tygodniem miałem niewątpliwą przyjemność skorzystać z drogi rowerowej Krokowa-Swarzewo-Puck. Około 20 kilometrów fantastycznej bliskości natury i jazdy przez lasy, łąki, pola i z rzadka pojawiające się wsie, farmy wiatrowe.
Spytacie pewnie co w tym niezwykłego. Spieszę więc z wyjaśnieniem.
Otóż wspomniana trasa powstała dokładnie na trasie dawnej linii kolejowej nr 263 Puck-Krokowa, która w ruchu pasażerskim używana była do 1989, a w towarowym do 1991 roku. Siłą rzeczy więc jest również trasą komunikacyjną o idealnym wręcz profilu dla rowerzystów. Brak tu zatem ostrych podjazdów, zjazdów, zbędnych zakrętów i skrzyżowań z "normalnymi" drogami.
Droga zaczyna się przy dawnej stacji kolejowej Krokowa, gdzie umieszczony jest plan trasy wraz z informacjami o przystankach oraz atrakcjach znajdujących się po drodze.
Wydawałoby się, ot typowy szlak turystyczny... Niemniej, ważnym punktem jest ciąg dalszy opisu.
Trasa powstała ponoć w 2011 roku i CAŁA jest pokryta gładkim jak pupa niemowlęcia asfaltem...
Kolejne dawne przystanki kolejowe są obecnie punktami odpoczynkowymi zaopatrzonymi w tablice informacyjne, ławki, stoły... O dziwo, nikt ich jeszcze nie zniszczył ;)
Jednak, co istotne dla linii kolejowych, przystanki mieszczą się we wsiach lub w ich bezpośrednim pobliżu, co wpływa na wartość trasy jako ciągu komunikacyjnego. Dość powiedzieć, że umożliwia ona pokonanie 20 km do miasta powiatowego (Pucka) w ciągu godziny, góra półtorej, zaś mieszkańcom gminy Krokowa - spokojne i bezpieczne dotarcie do lokalnych urzędów, sklepów itd. w ciągu 30 minut bez ruszania samochodu. Po drodze zresztą widzieliśmy miejscowych wykorzystujących możliwości transportowe, jakie daje ta trasa.
(Wieś właściwa jest "za plecami" aparatu ;)
Jak wspomniałem, trasa rzadko spotyka się z "normalnymi" drogami, a jeżeli już to skrzyżowania są dobrze oznakowane i zabezpieczone przed wtargnięciem nieuprawnionych pojazdów. Przy okazji - nie występuje tu żaden absurd polegający np. na konieczności zsiadania z roweru i przeprowadzania go po pasach. Dzięki temu moja ładniejsza, choć (jeszcze?) nie tak zroweryzowana, połowa odkryła tu przyjemność turystyki rowerowej, niewymagającej stalowych nerwów wśród samochodów i dającej czystą radość z jazdy.
Skrzyżowania z drogami gruntowymi są zaś wyznaczone jako dające pierwszeństwo rowerzystom.
Łagodny profil daje możliwość wykorzystania trasy przez szeroką grupę cyklistów, włączając w to rodziny, dzieci i osoby starsze na wszystkich dostępnych w ciągu ostatnich 130 lat typach rowerów.
Na niektórych odcinkach trasa biegnie wzdłuż "normalnych" dróg lecz, w przeciwieństwie do licznych w naszym kraju bubli rowerowych, nie ma powodu, by z niej uciekać.
Adaptacja linii kolejowej do potrzeb rowerzystów objęła również wykorzystanie wiekowego wiaduktu, przechodzącego zaraz w płytki wykop.
Przejazd 10 metrów od wiatraków też jest miłym przeżyciem...
Droga formalnie kończy się widokiem na morze w Swarzewie. Tam jednak wystarczy przejść lub przejechać na drugą stronę drogi Puck-Władysławowo by dostać się na DDR Puck-Hel. Nie jest ona aż tak dobrej jakości, wyłożona tu głównie kostką brukową, lecz zapewnia bezpieczny i szybki dojazd do samego centrum Pucka (do rynku, portu i molo). W drugą stronę też się jedzie nieźle, co sprawdziliśmy nieco przypadkowo w drodze powrotnej, dojeżdżając aż do Władysławowa.
Sam Puck także dość pozytywnie zaskoczył, szczególnie jak na tak małą miejscowość, liczbą ułatwień dla rowerzystów. Są porządne stojaki (przynajmniej na rynku) kilka DDR-ek i nie ma bezsensownych zakazów wjazdu dla rowerów. Jak na małe miasto, które można przejechać spokojnymi ulicami w kwadrans to wystarczy.
A teraz pointa: w ciągu ostatnich 25 lat w Polsce zamknięto przeszło 5000 kilometrów linii kolejowych (dane za Wikipedią i stroną PKP PLK SA), głównie lokalnych, podobnych do tej łączącej Krokową z Puckiem. Do tego należy doliczyć bliżej nieokreśloną ilość linii wąskotorowych. Mniej więcej tyle można by wybudować, że tak powiem, magistralnych lokalnych dróg rowerowych. Pierwszą, jaka przyszła mi na myśl jest trasa Alwernia-Chrzanów (przez Regulice, Nieporaz, Bolęcin i Piłę Kościelecką), która byłaby jedynym wariantem niewymagającym od rowerzysty zdobywania przynajmniej dwóch premii górskich, pozwalając na jej spokojne pokonanie w czasie ok. 45 minut.
Dodatkowym atutem przebiegu dawnych linii kolejowych jest często aspekt krajoznawczo-widokowy, który wpłynąłby także na rozwój turystyki rowerowej w regionach, które zdecydowałyby się na takie przedsięwzięcie. Przecież podany przeze mnie powyżej przykład jest wręcz wzorem połączenia celów komunikacyjnych z turystycznymi. Bo warto pamiętać, że turysta rowerowy to nie tylko zapocony heros na rowerze droższym od niejednego samochodu ale też matka z dzieckiem w foteliku na rowerze miejskim. I wszystko, co pomiędzy tymi dwiema skrajnościami.
Budowa tras rowerowych na bazie linii kolejowych jest tania i prosta (nie wymaga już choćby utwardzania terenu i korzysta z gruntów niezagospodarowanych), ich przebieg nie koliduje zbytnio z innymi szlakami komunikacyjnymi, a jednocześnie naturalnie łączy ze sobą miejscowości na ich drodze. Ponadto wykorzystuje gotowe obiekty inżynieryjne, w tym nasypy, wykopy i wiadukty, zapewniające minimalne różnice wzniesień i łagodne ich pokonywanie. Trzymanie odłogiem tych dawnych linii komunikacyjnych jest zwykłym marnotrawstwem.
Szerokość nasypu linii jednotorowej pozwala na budowę DDR o szerokości przynajmniej 2,5 metra.
No chyba, że ktoś liczy na odbudowę zlikwidowanych torowisk i przywrócenie na nich ruchu. Zazdroszczę tylko optymizmu, wiary i miłości do kolei...
Niechże ś.p. kolej połączy Polskę rowerowo!