W czasie kiedy w Gdyni sąd karze rowerzystę za jazdę po drodze rowerowej, w Katowicach po staremu... Auta bezkarnie parkują sobie jak popadnie.
Trasa jak kiedyś - Trzy Stawy i okolice, godzina 19.-20., ruch rowerowy mały lecz zauważalny.
Trasa jak kiedyś - Trzy Stawy i okolice, godzina 19.-20., ruch rowerowy mały lecz zauważalny.
Na dzień dobry (w zasadzie to na dobry wieczór) trafiłem na Tico zaparkowane dokładnie na przejeździe rowerowym. Nr rejestracyjny SWD E372 - jeśli ktoś zna, niech przekaże kierowcy ostatnie ostrzeżenie.
A potem się zaczęło...
Nieco niżej, tuż przed przejazdem pod autostradą, znalazłem wspaniały okaz pogardy dla przepisów i (zapewne) zaprzepaszczoną okazję dla Straży Miejskiej na zasilenie kasy miasta ładnymi paroma stówkami. Około 10 samochodów stało pięknie blokując pas rowerowy na odcinku przynajmniej 100, jak nie 150 metrów. Numery niektórych widać - jak ktoś zna, vide prośba pod Tico.
Tak, ta linia, która miejscami wystaje spod aut to linia wyznaczająca pas rowerowy...
Ten chuj pewnie mandatu by nawet nie odczuł w kieszeni.
Fturny an-alfabetysm wśrut kierójoncyh samohodami sie szeży.
Albo są jak cwany pies, który na polecenia reaguje tylko kiedy ma w tym jakiś interes i mu się chce.
Może by się przydała powtórka ze znaków drogowych pionowych i poziomych?
Najlepiej w WORD.
Tymczasem na parkingu po drugiej stronie ulicy...
...miejsca czekają na chętnych
Poza tym do dzisiejszego "polowania" należy doliczyć samochód nauki jazdy. Dogoniony i wyprzedzony na zjeździe z ronda pod Spodkiem. Jechał bez świateł, a było już całkowicie ciemno. Polecam każdemu rowerzyście kupić sobie dobry gwizdek sędziowski, każdy kierowca usłyszy, a nawet instruktora jazdy skłoni do przyznania się do błędu :D Dziś właśnie przeszedł swój chrzest bojowy.
Teraz tylko się zastanawiam - czy następnym razem dzwonić do odpowiednich służb czy może wziąć ze sobą jakąś farbę albo inne gówno (gęsty olej, rzadki smar, kefir?), którym się skutecznie ale nie trwale ufajda takie auta jak na zdjęciach powyżej. Hmm, ten smar to (dla osoby 'własnemi ręcami' naprawiającej swój rower) brzmi chyba najlepiej, zwłaszcza jak by się nim klamki i szyby Mercedesika potraktowało :D
W sumie przejażdżkę należy uznać za udaną. Coraz bardziej przekonuję się do jeżdżenia po mieście po ciemku tym bardziej, że przejażdżka 'za dnia' już teraz musiałaby trwać max ok. godziny (zakładając wyjście z roboty punkt 16:30), a za tydzień będzie już co najwyżej tylko weekendowym incydentem, rarytasem, fetyszem i paroma innymi trudnymi słowami.
Wbrew pozorom taka jazda nie jest w żaden sposób niebezpieczna, ryzykowna czy niemiła. Jeżeli tylko jest się wyposażonym w choć przyzwoite oświetlenie przód/tył i jakieś odblaski po bokach to nie ma się czego obawiać. Co znaczy przyzwoite? Coś więcej niż ledwie żarząca się żaróweczka. Migające LEDy są zdecydowanie najlepiej widoczne i wyróżniające cyklistę spośród wielu innych pojazdów.
Wieczorem ruch samochodowy znacząco maleje, dzięki czemu jeździ się po prostu dużo spokojniej, płynniej i praktycznie bezstresowo.
Miasto nocą bywa też ładniejsze. I ta hipnotyzująca cisza w Parku Chorzowskim...